czwartek, 13 listopada 2014

"RECKA MIODZIO"



Kto podczytuje mnie już jakiś czas wiem, że ja recenzje piszę szczerze. Co mam na sercu to piszę i już. Jak książka mi się podoba to recenzja jest na tak a jak mi się nie podoba to mi się nie podoba i już. 

Swego czasu, kilka miesięcy temu (specjalnie tak długo zwlekałam żeby nie bardzo można było skojarzyć), napisałam dość krytyczną opinię na temat pewnej książki. Wysłałam link do autora i do wydawnictwa. Wydawnictwo już się nie odezwało do mnie a autorka zmieszała mnie z błotem. Nawet bym się nie dowiedziała że tak jest gdyby nie pewna dobra osoba która na profilu autorki zobaczyła wątek o mnie i przytoczyła kila komentarzy pod nim. Normalnie włosy stanęły mi dęba. Ja wyraziłam swoją opinię a kobieta pojechała po mnie równo. Wraz ze swoimi znajomymi naigrawała się z tego jakie książki czytam, jakie mi się podobają. Jakich wyrażeń używam pisząc recenzje.  Zastanawiała się co by było jakbym przeczytała jakąś książkę historyczną czy którąś z książek Joanny Bator. Historię i wszystkie książki z nią związane uwielbiam a Piaskową Górę pod wpływem tego komentarza przeczytałam. I strasznie mi się podobała. Poczułam się dość mocno urażona przez autorkę i jej przyjaciół. Kobieta ta  zadrwiła ze mnie, zakpiła, wręcz czuję się urażona przez nią do dziś, szkoda że  nie mogę przytoczyć Wam o co mi chodzi. I trochę taka zniesmaczona bo autorka kilku książek i taka dziecinada? Zła byłam, że nie miałam prawa obrony u Niej na FB bo post był tylko dla znajomych. Ale próbuję zapomnieć. Do tego stopnia, że niedawno czytałam kolejną książkę tej autorki która jest rewelacyjna. Mogła czuć się rozżalona. Ale ludzie przecież nie wszystkim wszystko musi się podobać. Tym bardziej, że w opinii na temat tej książki nie byłam odosobniona a później okazało się, że tylko mi książka się nie podobała. Trudno, a się nie wyłamałam napisałam co o niej myślę i tyle. Nie wiem tylko czy należało mi się aż takie potraktowanie.

Nie jestem profesjonalnym krytykiem, nie kończyłam też filologii polskiej. Piszę tak jak czuję i potrafię. Nie wiem czemu słowo „szok” wzbudziło takie oburzenie i zarzuca mi się coś czego nie napisałam. Czy powodem do kpin może być to, że nie podobały mi „Sklepy cynamonowe”?  Takie zachowanie sprawia, że tracę zapał do pisania i czytania . Bo jeśli mam czuć to czego chcą autorzy czy wydawcy i pisać same laurki, a nie koncentrować się na swoich odczuciach to dla mnie jest bez sensu. To po co w ogóle czytać, napisać recenzję piękną i już. Moim zdaniem swoboda pisania recenzji też została zachwiana bo teraz będę się zastanawiała nad każdym słowem. 
 Czy pisanie recenzji ma polegać na podkładaniu się autorowi i wydawcom by byli szczęśliwi i zadowoleni nawet gdy książka jest do niczego? Mam pisać „recki miodzio” a resztę zatrzymać dla siebie. Czemu nie mam z czystym sercem polecić lub odradzić książki? Przecież w tym celu większość czytelników zagląda na blogi, by sprawdzić czy książka jest warta uwagi. Z tego wszystkiego wynika, że powinnam siedzieć cicho, nie wychylać się. Czemu? Bo dostaję książkę za darmo? To takie sprzedawanie się, dobra recenzja za książkę. Tylko czy wtedy recenzent będzie wiarygodny? Bo dostaję książkę za darmo to powinnam pisać same słodkości? Nie muszę dostawać książek do recenzji, może rzeczywiście nie powinnam. Ale nie zamierzam robić nic przeciw sobie swojemu sumieniu. Nawet teraz czytam książkę, która mnie nie zachwyca i nie zawaham się o tym napisać. Zamierzam być wiarygodną blogerką, która jak poleca to naprawdę poleca a jak odradza to nie kupujcie i już. Najwyżej będę od Was pożyczać książki, Kasia już mnie wspiera.

Przepraszam, że jestem tak chaotyczna ale wiele emocji się kłębi we mnie w związku z tym tematem, których nie potrafię a może nie chcę przelać na papier.



6 komentarzy:

  1. Ocenianie książek żyjących polskich autorów jest często niebezpieczne...

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam ostatnio podobnie. Piszę szczere recenzje, ale staram się nigdy nie obrażać autora. Przecież nasze teksty są tylko amatorskimi opiniami i wydawcy chyba sobie zdają z tego sprawę. Zostałam jednak zaatakowana przez wydawcę, co prawda potem to wszystko zostało odkręcone i załagodzone, ale poczułam się kiepsko. Uważam, że absolutnie nie należy się wyżywać na książce, która się nam nie podoba (są przecież różne gusta), ale mamy prawo do własnego zdania.
    Nie urodził się jeszcze autor, który by dogodził wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisząc recenzję osobiście myślę wyłącznie o czytelnikach mojego bloga. Chcę być wobec nich uczciwa i pisać prawdę, owszem sporo książek mi się podoba, ale ostatnio pomarudziłam na nową powieść Picoult, także na "Sposób na singielkę" Pascala. Oba wydawnictwa nie obraziły się, podziękowały jak zwykle za tekst. Jeśli ktoś nie jest w stanie wziąć krytyki na klatę niech nie pisze. Madzia mnie też wyzwano od nieprofesjonalistek, bo śmiałam napisać na poście Ani Grzyb, że trzeba krytykować złą korektę i wytykać błędy publicznie. Pewna Pani aż kipiała na priv - olałam to, bo zdanie takich osób mnie po prostu nie interesuje. Niech sobie szukają pola do kłótni. Pisz sobie dalej i popatrz na mnie - ja umiem już ignorować pewne fakty. Każdemu nie dogodzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja całe szczęście nie spotkałam się jeszcze z tak ostrą krytyką, nawet wtedy, gdy miałam jakieś uwagi do książki. No, ale co ja tam mogę powiedzieć ze swoim kilkumiesięcznym blogowym doświadczaniem...;)pewnie wszystko jeszcze przede mną;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Taka sytuacja musi być przykra, do tej pory nie miałam takiego czegoś, ale widzę, co się dzieje na facebooku i blogach. Czasami się aż wszystkiego odechciewa. Staram się bardzo dobierać książki pod siebie, ale nie zawsze to się udaje. Czasem czegoś w książce zabraknie, czasem wydanie jest kiepskie. Staram się oceniać obiektywnie, ale i dopuścić do głosu emocje. A naśmiewania się z kogoś nie rozumiem, to przykre, podłe i aż szkoda gadać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jako początkujący bloger, ale doświadczony czytelnik, czytam o tym wszystkim i włos mi się jeży na głowie. Rozumiem, że autor może poczuć się krytyczną recenzją dotknięty, ale to chyba powinno być wliczone w ryzyko, że wydając książkę będzie poddawany ocenie przez czytelników. Wychodzi na to, że najbezpieczniej jest nie pisać o polskich autorach ( ale wątpię, czy ta sytuacja jest z korzyścią dla przyszłości rodzimej literatury ? )
    A co do recenzji blogowych - nie oczekuję od nich nienagannej polszczyzny i interpunkcji. Najważniejsze, że widzę serce i emocje piszącego, gdy opowiada o tym,co mu się podobało, co go ujęło, a co go zirytowało. Jeśli się kocha czytać, to nie można pisać o książkach na zimno.

    OdpowiedzUsuń