czwartek, 27 sierpnia 2015

240. CUDZE JABŁKA



WYDAWNICTWO: Literackie
DATA WYDANIA: 27 sierpnia 2015
LICZBA STRON: 296
ISBN: 978-83-08-06002-5

RECENZJA PREMIEROWA


 
Ewa i Marek żyją jak pączki w maśle. Wypad za granicę by odpocząć, prywatna szkoła córki, ekskluzywny apartament, to dla nich nie problem. Marek tak dobrze zarabia, że Ewa nie musi pracować. W jednej sekundzie wszystko się zmienia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Okazuje się, że jedna zbyt pochopna decyzja sprawiła, że Ewa i Marek stracili wszystko. Z dnia na dzień muszą opuścić mieszkanie. Dzięki temu, że Ewa ma domek letniskowy po rodzicach mają się gdzie podziać. Zupełnie przypadkiem na horyzoncie pojawia się dawna koleżanka Ewy ze szkolnych lat. Niby próbuje pomóc, znajduje Ewie pracę w hotelu, pomaga remontować dom jednak okazuje się, że ta „przyjaciółka” to wilk w owczej skórze. Brak pieniędzy powoduje konflikty i niedomówienia. Ewa nie przyznaje się, że pracuje w hotelu, jako sprzątaczka, Marek nie potrafi sobie poradzić porażką i zamyka się w sobie. Małżonkowie coraz bardziej się od siebie oddalają. Jak poradzą sobie w tej trudnej sytuacji? Musicie przeczytać i przekonać się sami.
„Cudze jabłka” to książka, którą czyta się jednym tchem. Już sama okładka zielona, z pięknie tłoczonymi literami zachęca do tego by zajrzeć do jej środka. Jak się zagłębi w losy Marka i Ewy to ciężko się od nich oderwać. To piękna opowieść o potędze miłości mimo wszystko. O powolnym uświadamianiu sobie, że dobra materialne wcale nie są istotne, że ważne są inne rzeczy. Bohaterowie powoli odkrywają samych siebie od nowa, nawet córka przyzwyczaja się do nowej sytuacji i docenia to co ma. Więcej – próbuje sobie radzić na własną rękę na przykład organizuję w szkole wymianę, żeby mieć nowe, fajne ubrania. Książka ta pokazuje czytelnikowi, że mimo wiatru w oczy nie należy się poddawać, załamywać, trzeba walczyć a wszystko wcześniej czy później się ułoży. Bardzo adekwatne tutaj jest przysłowie, że „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” i „nie wszystko złoto, co się świeci”. „Cudze jabłka” to książka o przełamywaniu swojej dumy i podejmowaniu działań poniżej swoich możliwości.  To książka o lęku przed jutrem, o strachu, o obłudzie i zakłamaniu, o tym jak wiele twarzy może mieć jedna osoba. Ale także o pięknej przyjaźni, która rodzi się tam gdzie się jej nie spodziewamy.
Dla mnie to ciepła i wyjątkowo pozytywnie nastrajająca powieść dająca nadzieję, niepozwalająca się poddawać. Mimo, że porusza bardzo trudne tematy sprawiała, że czasem uśmiechałam się pod nosem, ale często też płakałam. Skłania do przemyśleń a także do zastanowienia się nad tym, co by było gdyby to mnie spotkało?
Polecam tę książkę z całego serca. I myślę, że niezły byłby z niej film na jej podstawie. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU LITERACKIE


środa, 26 sierpnia 2015

ROZDAWAJKA

Wydawnictwo zrobiło mi niespodziankę i przysłało mi egzemplarz finalny chociaż uważam, że to wcale nie jest potrzebne. Niemniej jednak bardzo się cieszę. I z uwagi na to, że mam dwie te same książki ogłaszam rozdawajkę. Tak na koniec wakacji. Do wygrania książka która ma jutro premierę. 


AGNIESZKA KRAKOWIAK - KONDRACKA "CUDZE JABŁKA"






Wystarczy zgłosić chęć posiadania książki w komentarzu i zostawić adres email. Rozdawajka kończy się 30.08.2015 o północy.




wtorek, 25 sierpnia 2015

239. TAM GDZIE NIE SIĘGA JUŻ CIEŃ



WYDAWNICTWO: Literackie
DATA WYDANIA: 22 kwietnia 2015
LICZBA STRON: 450
ISBN: 978-83-08-05522-9
 
 
 
Inka wiedzie poukładane życie. Nie myśli o przeszłości. Jednak pewnego dnia ona wraca do niej jak bumerang. Dziewczyna dostaje telegram od dawno niewidzianej a nawet niesłyszane ciotki Berty z jednym słowem Przyjedź. Mimo tego, że nikt prócz ciotki tam na dziewczynę nie czeka Inka rzuca wszystko i jedzie się z nią spotkać. Nie wie, co ma znaczyć ten telegram i co zastanie na miejscu. Okazuje się, że Berta jest umierająca i chce się z dziewczyną pożegnać. To ciotka wychowywała ją od najmłodszych lat aż do czasu, gdy jako nastolatka musiała uciekać z Jantarni. Teraz po wielu latach wraca by zmierzyć się z duchami przeszłości. Nie zdawała sobie sprawy, że będzie to aż tak trudne. W mieszkaniu Berty spotyka ją chłód, wrogość, nienawiść, pogarda. Czy Ince uda się być ponad to? Tylko miłość do umierającej ciotki trzyma ją na miejscu i kluczyk, dzięki któremu będzie mogła odkryć swoją tożsamość.
Z twórczością Hanny Kowalewskiej spotkałam się po raz pierwszy i nie zawiodłam się. Książka jest rewelacyjna. Zwala z nóg, wbija w podłogę, nie pozwala na długo o sobie zapomnieć. Wartka fabuła, barwnie wykreowane postaci (do dziś wspominam prawie stuletnią staruszkę sąsiadkę Berty) to wszystko sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. „Tam, gdzie nie sięga już cień” to niezwykle wnikliwe studium ludzkich charakterów, zachowań i ułomności. To bardzo piękna i mocna książka, rzadko kiedy mam przyjemność taką czytać. To książka o samotności, o potrzebie bliskości i czułości. O miłości i przyjaźni, której czasem jest aż w nadmiarze. O zdradzie, kłamstwie, tajemnicach, które najwyższy czas rozwiązać. O odkrywaniu siebie, o wyjaśnieniu niedomówień, o zawiści, nienawiści i okrucieństwie, które wynikają z nieznajomości sytuacji. Dzięki tej książce człowiek może zmierzyć się z tematem śmierci i jej nieuchronnością. Książka ta uczy wybaczania, radzenia sobie nawet w sytuacjach bez wyjścia, pokonywania własnych słabości, mierzenia się samemu ze sobą. Dzięki niej można uwierzyć, że zawsze kiedyś zaświeci nam słońce i że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.
„Tam, gdzie nie sięga już cień” to książka, która poruszyła mną to głębi. Dotknęła nawet najgłębiej skrytych strun. Wywołała sporo emocji: złość, płacz, śmiech, niedowierzanie. Tę książkę trzeba przeczytać, nie można przejść obok niej obojętnie. Polecam z całego serca, na pewno zapadnie Wam w pamięci na długo.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję WYDAWNICTWU LITERACKIE   

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

WYWIAD






Już wkrótce premiera kolejnej książki Pani Agnieszki Krakowiak-Kondrackiejpod tytułem "Cudze jabłka". Zdradzę Wam w sekrecie, że książka jest rewelacyjna. Dziś zamieszczam wywiad z autorką. Niestety nie ja Go przeprowadziłam, ale wywiad jest świetny, zapraszam.






Grecka sielanka, nowa powieść i powidła

Za wyrazistych bohaterów i pasjonujące wątki kochają ją widzowie serialu „Na dobre i na złe”. Czytelniczki Agnieszka Krakowiak-Kondracka ujęła optymizmem i umiejętnością odwracania tragicznych sytuacje w zabawne.  Ta umiejętność sprawiła też, że jej debiutancka powieść znalazła się w półfinale Festiwalu Literatury Kobiecej i walczy o „Pazur”.

Agnieszka Minkiewicz: Bohater twojej nowej powieści „Cudze jabłka” popada w kłopoty finansowe, wchodząc w interes z Grekami, który nie wypala. Czy to pokłosie ostatnich wydarzeń, które przetoczyły się przez media?

Agnieszka Krakowiak-Kondracka: – Nie, kiedy tworzyłam szkielet dramaturgiczny tej książki, Grecja nie miała aż tak widowiskowych kłopotów. Nie mogłam przypuszczać, że przez jakiś czas media będą rozpoczynać wszystkie newsy od obrazków walki o dostęp do bankomatów. Nawet zastanawiałam się czy w ostatecznej korekcie nie uzupełnić greckiego wątku o dramatyczne, gospodarcze wydarzenia, żeby w pewien sposób podkręcały akcję.  Ale kiedy pisałam  „grecki wątek” wpływający na życie moich bohaterów, te wszystkie prawdziwe wydarzenia toczyły się  podskórnie. Jednym słowem – chyba trochę nakrakałam.

Dlaczego więc właśnie Grecja? Masz dobre wspomnienia związane z tym krajem?

– Wydawało mi się, że Grecja na zasadzie kontrastu pasuje do tego, co spotyka głównych bohaterów po powrocie do domu.  To kraj kojarzony z pewnym rodzajem sielanki. Ten spokój, myślenie o bliżej nieokreślonej przyszłości ze spokojem, to morze, te pomarańcze… I na tym bajkowym tle interes życia głównego bohatera. Wszystko się tak fajnie krystalizuje, aż tu nagle… łup… pryska bańka. Ale pierwsze sceny mogłyby się rozgrywać równie dobrze w każdym innym miejscu, gdzie życie zwalnia tempo. W Hiszpanii, południowej Francji czy w innym fantastycznym kraju. Mój bohater nagrabił sobie dużo wcześniej. Dopadła go pogoń za pieniędzmi, za kredytami;  to szaleństwo, żeby mieć wszystko, co nas otacza.

Ada, bohaterka twojej pierwszej powieści została sama i musiała zacisnąć pasa, żeby zapewnić córce lepszy start. Tutaj punkt wyjścia jest zupełnie inny. Mamy bohaterów, którzy dobrze żyją, stać ich na wiele i nagle znajdują się w zupełnie innej sytuacji. Skąd taki pomysł?

– Któż z nas nie ma problemów z finansami, z codzienną gonitwą? Czy wystarczy na kredyt, na naprawę lodówki, na szkołę dla dziecka…? Myślę, że wiele osób jest w takiej sytuacji, w której musi – jeśli nie zaciskać pasa – to ograniczać swoje potrzeby. A niestety od dobrobytu do ruiny droga bywa  krótka. Tym razem nie chciałam pisać wyłącznie o enklawie luksusu, jak w „ Jaku z niespodzianką” , ale wejść w problemy szerszej grupy osób. W dzisiejszych czasach pieniędzy nie wystarcza na wszystko, nawet jeśli ma się ich dużo. Z dnia na dzień rosną nasze potrzeby.  Chcemy więcej i więcej, zwłaszcza kiedy już udało nam się osiągnąć ten podstawowy poziom.  Nie lubimy się ograniczać, jeśli nie musimy. Już nie posyłamy dzieci do publicznych szkół, tylko do tych lepszych. Zamiast dziesięcioletniego samochodu, chcemy mieć nowy model.
Mój bohater starał się, aby jego rodzinie niczego nie brakowało, ale… życie na kredyt i z odroczonymi płatnościami może nieprzyjemnie zaskoczyć.  Kiedy wszystkie problemy finansowe się zbiegły,  jego firma nie wytrzymała. Bohater sięgnął finansowego dna.  Jedyny żywiciel rodziny….

To o tyle trudna sytuacja, że z luksusu nie tak łatwo zrezygnować…

– Do luksusu łatwo jest się przyzwyczaić.  Dlaczego mamy jeździć autobusem skoro możemy własnym samochodem . W drugą stronę ta przesiadka jest bolesna. Trudno się z nią pogodzić. Zamiast wakacji w Grecji musimy się zadowolić domkiem kempingowym, wyjazdem na działkę do rodziców. A wcześniej było tak fajnie.   
Ludzie często postrzegają nas przez pryzmat tego, co mamy. Grono naszych znajomych przyzwyczaja się, że bywamy w określonych miejscach, że jesteśmy w tej paczce, która wyjeżdża tu i tam, która kupuje to i to, która ubiera się w taki, a nie inny sposób. Ciężko się przyznać do problemów i wejść w inną rzeczywistość. Czasami ludzie wstydzą się powiedzieć: mam kłopoty finansowe, muszę zacząć oszczędzać, bo chcą być postrzegani jako inni, lepsi, bogatsi, luksusowi. „Mieć” to „być”. Mają na wszystko, dlatego że ciężko pracowali i zarobili. Stać ich.  A nagle okazuje się, że są „mniej warci”….I wtedy pojawiają się załamania, depresje, rozwody…

Stare przysłowie brzmi „prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”. Tak jest też z Ewą i Markiem…

– Niestety, w naszym szybkim świecie, coraz częściej nawiązujemy bardzo powierzchowne relacje. Często spłycają się do tego, że się bywa. Pogada się o pogodzie, wakacyjnych planach albo w pracy o pracy. Gdy nadchodzi prawdziwy kryzys, nie jest łatwo znaleźć kogoś, na kim można polegać, a jeszcze trudniej  przyznać się, że potrzebujemy pomocy. Słowa – „Słuchaj, mam kłopoty. Potrzebuję wsparcia i nie jestem w stanie w tej chwili się zrewanżować” – z trudem przechodzą nam przez gardło.  Kiedy nam się powodzi, to żeby nie popadać w jakieś zależności, wolimy kupować usługi.  Gdy pojawiają się kłopoty finansowe i nie stać nas na to, nagle trzeba sobie radzić samemu. Bo znajomi, z którymi dotąd rozprawialiśmy głównie o pogodzie, nie są ludźmi, którym można się zwierzyć. Wiele osób wraca wtedy do starych przyjaciół, których zna z czasów,  gdy pieniądze nie były jeszcze podstawowym budulcem relacji. To może być owocny powrót, bo zaczynamy po prostu ze sobą rozmawiać, przyznajemy się do porażek, dostajemy wparcie. I  często zaczynamy składać swoje życie na nowo.

Przy nieszczęściach, które spadają na głównych bohaterów twojej książki, Ewa zdaje się być optymistką do końca, wbrew temu, co obserwują czy myślą ludzie dokoła niej…

– Ewa na początku, kiedy dowiaduje się o swojej sytuacji finansowej i o krachu firmy Marka jest w szoku. Potem przychodzi poczucie winy, że żyła na rachunek swojego męża, że nie interesowała się sprawami finansowymi. Co prawda może się czuć usprawiedliwiona, bo zajmowała się dzieckiem, chciała stworzyć ognisko domowe, zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwo.  Teraz jednak robi rachunek sumienia  – może to było za mało? Wyrzuca sobie, że marnotrawiła czas, nie wykorzystała swoich szans, nie skończyła studiów, nigdy nie zaczęła szukać pracy.
Kiedy wszystko zaczyna się sypać, Dragonowie tracą mieszkanie, a Marek jest bliski załamania, Ewa postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.  Nie tylko chce finansowo ratować rodzinę, ale udowodnić sobie własną wartość. Chce pracować.  Nie jest to jednak takie proste. Okazuje się, że rynek jest bezwzględny, a nasze oczekiwania, co do tego, w jaki sposób możemy zarabiać na życie często mijają się z rzeczywistością. Ale nie poddaje się i znajduje sposób na podźwignięcie rodziny i siebie z dna.

Co było najtrudniejsze przy pisaniu „Cudzych jabłek”?

– Początkowo miałam wrażenie, że Ewa musi być bardziej zbuntowana, że powinna mieć więcej pretensji do swojego męża. Przecież Marek oszukiwał ją, ukrywając kłopoty. Trudno mi było wczuć się w sytuację kobiety, która, gdy wszystko się wali, chce mieć przy sobie takiego faceta.  
Zadawałam sobie pytanie: co ma spajać ich związek? Trudno było mi ułożyć ich relacje w taki sposób, żeby bohaterka nie wychodziła na jakąś dziumdzię, która wszystko wybaczy.  Z drugiej strony ma jednak tak wiele do stracenia. Rodzinę, córkę. Postawiłam więc na miłość i dojrzewanie bohaterki do samodzielności. Potem musiałam stworzyć takie przeszkody, żeby czytelnik dostał zaskakujące rozwiązania i żeby to nie była tylko opowieść o tym, że uczucie przetrwa wszelkie krachy. Chociaż ja liczę na to, że prawdziwa miłość pokonuje bariery i wytrzymuje mimo prób. Taką tezę sobie założyłam. Ale bywa przecież różnie.

To kolejna twoja książka, która porusza niełatwy temat. Ada z „Jajka z niespodzianką” czy Ewa z „Cudzych jabłek” znajdują się w sytuacji, w której nikomu z nas nie byłoby do śmiechu. A jednak przy każdej z tych książek nie raz możemy się szczerze roześmiać…

– Myślę, że z każdego upadku można się podnieść. A optymizm w pokonywaniu trudności na pewno pomaga. Jest nam łatwiej, kiedy myślimy, że jest wyjście z tego tunelu, że gdzieś tam jest światełko. To od nas zależy czy podejmujemy próbę, rozejrzymy się, żeby dostrzec szansę. Tak postrzegam rzeczywistość – nawet jak jest ciężko, to znajdzie się miejsce na odrobinę uśmiechu.  Trzeba wierzyć w odmianę losu. A jak się już złapiemy dobrej myśli, to nie należy puszczać, bo kiedy człowiek widzi świat wyłącznie w czarnych barwach, to nie doczeka happy endu.

Czy taką właśnie rolę rozśmieszaczy powinny spełniać książki w codziennym życiu?

– Chciałabym, żeby po przeczytaniu mojej książki czytelnik był w lepszym humorze, niż przed lekturą. Żeby miał nadzieję, że przezwycięży i własne problemy.  Może spojrzy na swoje życie z innej perspektywy i zastanowi się nad własnym niewykorzystywanym dotąd talentem? Mam nadzieję, że „Cudze jabłka” to taka książka, która pomaga wyruszyć w nową drogę z nowym plecakiem, może ciut lżejszym.

Osoby, które czytały „Jajko z niespodzianką” z pewnością ucieszy wiadomość, że w „Cudzych jabłkach” nie zabraknie też Ady…

 Nie mogłam się od niej uwolnić (śmiech). Po pierwszej książce wielu czytelników dzieliło się ze mną obawami, że ten bajkowy romans Ady nie ma szansy przetrwać. A ja lubię bajki i polubiłam też tę parę, z która spędziłam tyle dni przy komputerze. Gdyby to był serial, musiałabym im szybko  pokomplikować życie, bo szczęście fatalnie się filmuje, ale w książce, zwłaszcza w pobocznym wątku, mogę sobie pozwolić, by ta bajka trwała. Dalsze losy Ady to oczywiście maleńki epizod w tej całej historii, ale pokazuje nowy rys w jej życiu. To taki mały bonus dla tych, którzy czytali moją pierwszą książkę. Ale nie trzeba znać bohaterki, żeby polubić i przeczytać „Cudze jabłka”.

Bohaterowie „Cudzych jabłek” mają też problemy natury zdrowotnej. To pokłosie serialu „Na dobre i na złe”?

 Po blisko pięciuset historiach medycznych, które tworzyłam lub współtworzyłam w serialu,  to silniejsze ode mnie (śmiech). W książce są dwa małe wątki medyczne. Jeden związany z główną bohaterką, drugi z jej oponentką. Ta medycyna gdzieś tam zawsze musi chyba zaistnieć w moich książkach, bo była dla mnie treścią życia przez naście lat! Będę się starała tego trzymać, bo nic nie daje autorowi takiej wrednej satysfakcji, jak możliwość odwrócenia sytuacji złej w dobrą albo odwrotnie.

Ale w „Cudzych jabłkach” sytuacje złe obracają się w dobre i na tym koniec?

– Ja się do horroru nie nadaję. Do kryminału też nie. Za dużo w życiu trudnych chwili, żeby nimi epatować w lekturze dla rozrywki. Myślę, że ludzie potrzebują optymizmu w życiu, a ja bardzo chciałabym, żeby go nikomu nie brakowało.

Czy w tej książce pojawiają się wątki, które mogą być punktem wyjścia do kolejnej powieści?

– Nie kuś! Owszem, mam taki pomysł. Jest sytuacja, od której chciałabym się odbić. Taki zaczep do trzeciej książki, w której – w tle głównego wątku – zbiegłyby się losy bohaterek z poprzednich dwóch powieści. Cos już tam sobie układam.  Najpierw jednak „Cudze jabłka” muszą spodobać się czytelnikom. Nie chcę być pisarką „na siłę”. Jeśli nie, to będę musiała żyć z niezrealizowanymi przygodami wymyślonych postaci we własnej głowie.

Podobno pisanie tak cię wciągnęło, że planujesz urlop od serialu?

– Tak długo żyłam z medycyną w domu i w zagrodzie, że nie mogę już tego ciągnąć z takim  entuzjazmem, jak dotąd. Myślę, że tak, jak u mojej bohaterki – no może uda mi się uniknąć aż takiego krachu finansowego – przychodzi pora na zmiany. Chcę czegoś nowego. Życie z serialem przez naście lat z taką liczbą bohaterów i wątków, takimi terminami realizacyjnymi, bywa wyczerpujące. Chciałabym zmienić coś u siebie, przez chwilę odsapnąć…

…i wyjechać na przykład do Grecji?

– Tak, najlepiej, co najmniej na pół roku (śmiech). To byłoby niezłe.  Ale na razie zostanę tutaj i zobaczymy, co czas pokaże. Myślę, że mam tutaj jeszcze parę rzeczy do zrobienia zanim zacznę refleksyjnie patrzeć na jakieś morze i zachody słońca. Mam już konkretny plan na urlop. Najpierw fabuła, potem nowa książka. Dżem z moreli. Komedia. Pomysł na krótki serial.  No…, może jeszcze powidła (śmiech).

niedziela, 23 sierpnia 2015

238. KIEDY NA MNIE PATRZYSZ



WYDAWNICTWO: Novae Res
DATA WYDANIA: 2015
LICZBA STRON: 490
ISBN: 978-83-7942-703-1
 
 
 
Karina to młoda dziewczyna, która wydaje się beztroska, czerpiąca z życia to, co najlepsze. Jakże pozory mogą mylić. W rzeczywistości to krucha, szukająca miłości i wsparcia kobieta, która w życiu doświadczyła tego co najgorsze.
Aleksander na stałe mieszka w Kanadzie. Teraz przyjechał do Polski na wakacje u dziadków i ślub siostry. Do tej pory nie był w stałym związku. Miał dziewczyny na jedną noc. Nie chciał się z nikim wiązać i obarczać swoimi problemami.
Karina i Alek spotykają się pewnego deszczowego dnia, na środku ulicy. Ona ratuje potrąconego psa, On jej w tym pomaga. Od tej pory są prawie nierozłączni.
Przeczytawszy rekomendacje pomyślałam, że to książka dla mnie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo się pomyliłam. Owszem jest to książka o potrzebie bliskości, o miłości i przyjaźni. O tym jak jedna decyzja potrafi zmienić życie na zawsze. Ale… no właśnie, jest ale i to nie jedno. Dla mnie ta książka jest taka aż za bardzo. Moim zdaniem autorka przekombinowała. Ta historia powinna być zawarta w maksymalnie 300 stronach. A tak to jest tu mnóstwo powtórzeń, zdarza się tak, że zdania są pisane w różnych konfiguracjach tak, że wychodzi masło maślane. Fabuła jest rozlazła jak w „modzie na sukces”. Książka słodka, aż do przesady. Odniosłam wrażenie, że autorka pomysł miała świetny, ale nie do końca wiedziała jak to dalej poprowadzić. A wiecie co mnie najbardziej denerwowało? Siostra Alka ma narzeczonego obcokrajowca. Wszystkiego dialogi odbywające się z jego udziałem, a było ich dość dużo, napisane były w języku angielskim. Nie jestem biegła, jeśli chodzi o ten język, dlatego tak strasznie mnie to denerwowało. Bo nie było tłumaczeń tych dialogów, a ja nie miałam ochoty szukać w słowniku. Dla mnie to bardzo duże niedociągnięcie. Denerwowało mnie strasznie jedno potoczne słowo nagminnie używane w tej książce a budzące moje zniesmaczenie, chociaż nie jestem z tych delikatnych kobiet. Na koniec jeszcze jedno dość techniczne niedociągnięcie, mianowicie okładka. Książka czytana była tylko raz, a okładka wygląda tak jakby, co najmniej kilka lat leżała w bibliotece. Zeszła z niej jakaś dziwna folia. Nawet mój syn stwierdził, że to musi być bardzo stara książka.
Zdecydowanie nie polecam. Mnie strasznie znudziła ta książka, czytałam ją ponad dwa tygodnie i nie mogłam się doczekać końca.

Książkę przeczytałam w ramach akcji POLACY NIE GĘSI I SWOICH AUTORÓW MAJĄ za co serdecznie dziękuję.