Już wkrótce premiera kolejnej książki Pani Agnieszki Krakowiak-Kondrackiejpod tytułem "Cudze jabłka". Zdradzę Wam w sekrecie, że książka jest rewelacyjna. Dziś zamieszczam wywiad z autorką. Niestety nie ja Go przeprowadziłam, ale wywiad jest świetny, zapraszam.
Grecka sielanka, nowa
powieść i powidła
Za wyrazistych bohaterów i pasjonujące wątki kochają ją widzowie
serialu „Na dobre i na złe”. Czytelniczki Agnieszka Krakowiak-Kondracka ujęła
optymizmem i umiejętnością odwracania tragicznych sytuacje w zabawne. Ta umiejętność sprawiła też, że jej
debiutancka powieść znalazła się w półfinale Festiwalu Literatury Kobiecej i
walczy o „Pazur”.
Agnieszka Minkiewicz:
Bohater twojej nowej powieści „Cudze jabłka” popada w kłopoty finansowe,
wchodząc w interes z Grekami, który nie wypala. Czy to pokłosie ostatnich
wydarzeń, które przetoczyły się przez media?
Agnieszka
Krakowiak-Kondracka: – Nie, kiedy tworzyłam szkielet dramaturgiczny tej
książki, Grecja nie miała aż tak widowiskowych kłopotów. Nie mogłam
przypuszczać, że przez jakiś czas media będą rozpoczynać wszystkie newsy od obrazków
walki o dostęp do bankomatów. Nawet zastanawiałam się czy w ostatecznej
korekcie nie uzupełnić greckiego wątku o dramatyczne, gospodarcze wydarzenia,
żeby w pewien sposób podkręcały akcję. Ale kiedy pisałam „grecki wątek” wpływający na życie moich
bohaterów, te wszystkie prawdziwe wydarzenia toczyły się podskórnie. Jednym słowem – chyba trochę
nakrakałam.
Dlaczego więc właśnie
Grecja? Masz dobre wspomnienia związane z tym krajem?
– Wydawało mi się, że Grecja na zasadzie kontrastu pasuje do
tego, co spotyka głównych bohaterów po powrocie do domu. To kraj kojarzony z pewnym rodzajem sielanki.
Ten spokój, myślenie o bliżej nieokreślonej przyszłości ze spokojem, to morze,
te pomarańcze… I na tym bajkowym tle interes życia głównego bohatera. Wszystko
się tak fajnie krystalizuje, aż tu nagle… łup… pryska bańka. Ale pierwsze sceny
mogłyby się rozgrywać równie dobrze w każdym innym miejscu, gdzie życie zwalnia
tempo. W Hiszpanii, południowej Francji czy w innym fantastycznym kraju. Mój
bohater nagrabił sobie dużo wcześniej. Dopadła go pogoń za pieniędzmi, za
kredytami; to szaleństwo, żeby mieć
wszystko, co nas otacza.
Ada, bohaterka twojej
pierwszej powieści została sama i musiała zacisnąć pasa, żeby zapewnić córce
lepszy start. Tutaj punkt wyjścia jest zupełnie inny. Mamy bohaterów, którzy
dobrze żyją, stać ich na wiele i nagle znajdują się w zupełnie innej sytuacji.
Skąd taki pomysł?
– Któż z nas nie ma problemów z finansami, z codzienną
gonitwą? Czy wystarczy na kredyt, na naprawę lodówki, na szkołę dla dziecka…? Myślę,
że wiele osób jest w takiej sytuacji, w której musi – jeśli nie zaciskać pasa –
to ograniczać swoje potrzeby. A niestety od dobrobytu do ruiny droga bywa krótka. Tym razem nie chciałam pisać
wyłącznie o enklawie luksusu, jak w „ Jaku z niespodzianką” , ale wejść w
problemy szerszej grupy osób. W dzisiejszych czasach pieniędzy nie wystarcza na
wszystko, nawet jeśli ma się ich dużo. Z dnia na dzień rosną nasze potrzeby. Chcemy więcej i więcej, zwłaszcza kiedy już
udało nam się osiągnąć ten podstawowy poziom.
Nie lubimy się ograniczać, jeśli nie musimy. Już nie posyłamy dzieci do
publicznych szkół, tylko do tych lepszych. Zamiast dziesięcioletniego
samochodu, chcemy mieć nowy model.
Mój bohater starał się, aby jego rodzinie niczego nie
brakowało, ale… życie na kredyt i z odroczonymi płatnościami może nieprzyjemnie
zaskoczyć. Kiedy wszystkie problemy
finansowe się zbiegły, jego firma nie
wytrzymała. Bohater sięgnął finansowego dna. Jedyny żywiciel rodziny….
To o tyle trudna
sytuacja, że z luksusu nie tak łatwo zrezygnować…
– Do luksusu łatwo jest się przyzwyczaić. Dlaczego mamy jeździć autobusem skoro możemy własnym
samochodem . W drugą stronę ta przesiadka jest bolesna. Trudno się z nią
pogodzić. Zamiast wakacji w Grecji musimy się zadowolić domkiem kempingowym,
wyjazdem na działkę do rodziców. A wcześniej było tak fajnie.
Ludzie często postrzegają nas przez pryzmat tego, co mamy.
Grono naszych znajomych przyzwyczaja się, że bywamy w określonych miejscach, że
jesteśmy w tej paczce, która wyjeżdża tu i tam, która kupuje to i to, która
ubiera się w taki, a nie inny sposób. Ciężko się przyznać do problemów i wejść
w inną rzeczywistość. Czasami ludzie wstydzą się powiedzieć: mam kłopoty
finansowe, muszę zacząć oszczędzać, bo chcą być postrzegani jako inni, lepsi,
bogatsi, luksusowi. „Mieć” to „być”. Mają na wszystko, dlatego że ciężko
pracowali i zarobili. Stać ich. A nagle
okazuje się, że są „mniej warci”….I wtedy pojawiają się załamania, depresje,
rozwody…
Stare przysłowie
brzmi „prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”. Tak jest też z Ewą i
Markiem…
– Niestety, w naszym szybkim świecie, coraz częściej nawiązujemy
bardzo powierzchowne relacje. Często spłycają się do tego, że się bywa. Pogada
się o pogodzie, wakacyjnych planach albo w pracy o pracy. Gdy nadchodzi
prawdziwy kryzys, nie jest łatwo znaleźć kogoś, na kim można polegać, a jeszcze
trudniej przyznać się, że potrzebujemy
pomocy. Słowa – „Słuchaj, mam kłopoty. Potrzebuję wsparcia i nie jestem w
stanie w tej chwili się zrewanżować” – z trudem przechodzą nam przez gardło. Kiedy nam się powodzi, to żeby nie popadać w
jakieś zależności, wolimy kupować usługi. Gdy pojawiają się kłopoty finansowe i nie stać
nas na to, nagle trzeba sobie radzić samemu. Bo znajomi, z którymi dotąd rozprawialiśmy
głównie o pogodzie, nie są ludźmi, którym można się zwierzyć. Wiele osób wraca
wtedy do starych przyjaciół, których zna z czasów, gdy pieniądze nie były jeszcze podstawowym
budulcem relacji. To może być owocny powrót, bo zaczynamy po prostu ze sobą
rozmawiać, przyznajemy się do porażek, dostajemy wparcie. I często zaczynamy składać swoje życie na nowo.
Przy nieszczęściach, które
spadają na głównych bohaterów twojej książki, Ewa zdaje się być optymistką do
końca, wbrew temu, co obserwują czy myślą ludzie dokoła niej…
– Ewa na początku, kiedy dowiaduje się o swojej sytuacji
finansowej i o krachu firmy Marka jest w szoku. Potem przychodzi poczucie winy,
że żyła na rachunek swojego męża, że nie interesowała się sprawami finansowymi.
Co prawda może się czuć usprawiedliwiona, bo zajmowała się dzieckiem, chciała
stworzyć ognisko domowe, zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwo. Teraz jednak robi rachunek sumienia – może to było za mało? Wyrzuca sobie, że marnotrawiła
czas, nie wykorzystała swoich szans, nie skończyła studiów, nigdy nie zaczęła
szukać pracy.
Kiedy wszystko zaczyna się sypać, Dragonowie tracą
mieszkanie, a Marek jest bliski załamania, Ewa postanawia wziąć sprawy w swoje
ręce. Nie tylko chce finansowo ratować
rodzinę, ale udowodnić sobie własną wartość. Chce pracować. Nie jest to jednak takie proste. Okazuje się,
że rynek jest bezwzględny, a nasze oczekiwania, co do tego, w jaki sposób możemy
zarabiać na życie często mijają się z rzeczywistością. Ale nie poddaje się i
znajduje sposób na podźwignięcie rodziny i siebie z dna.
Co było
najtrudniejsze przy pisaniu „Cudzych jabłek”?
– Początkowo miałam wrażenie, że Ewa musi być bardziej
zbuntowana, że powinna mieć więcej pretensji do swojego męża. Przecież Marek
oszukiwał ją, ukrywając kłopoty. Trudno mi było wczuć się w sytuację kobiety,
która, gdy wszystko się wali, chce mieć przy sobie takiego faceta.
Zadawałam sobie pytanie: co ma spajać ich związek? Trudno
było mi ułożyć ich relacje w taki sposób, żeby bohaterka nie wychodziła na
jakąś dziumdzię, która wszystko wybaczy.
Z drugiej strony ma jednak tak wiele do stracenia. Rodzinę, córkę. Postawiłam
więc na miłość i dojrzewanie bohaterki do samodzielności. Potem musiałam
stworzyć takie przeszkody, żeby czytelnik dostał zaskakujące rozwiązania i żeby
to nie była tylko opowieść o tym, że uczucie przetrwa wszelkie krachy. Chociaż
ja liczę na to, że prawdziwa miłość pokonuje bariery i wytrzymuje mimo prób. Taką
tezę sobie założyłam. Ale bywa przecież różnie.
To kolejna twoja książka,
która porusza niełatwy temat. Ada z „Jajka z niespodzianką” czy Ewa z „Cudzych
jabłek” znajdują się w sytuacji, w której nikomu z nas nie byłoby do śmiechu. A
jednak przy każdej z tych książek nie raz możemy się szczerze roześmiać…
– Myślę, że z każdego upadku można się podnieść. A optymizm
w pokonywaniu trudności na pewno pomaga. Jest nam łatwiej, kiedy myślimy, że
jest wyjście z tego tunelu, że gdzieś tam jest światełko. To od nas zależy czy
podejmujemy próbę, rozejrzymy się, żeby dostrzec szansę. Tak postrzegam
rzeczywistość – nawet jak jest ciężko, to znajdzie się miejsce na odrobinę
uśmiechu. Trzeba wierzyć w odmianę losu.
A jak się już złapiemy dobrej myśli, to nie należy puszczać, bo kiedy człowiek widzi
świat wyłącznie w czarnych barwach, to nie doczeka happy endu.
Czy taką właśnie rolę
rozśmieszaczy powinny spełniać książki w codziennym życiu?
– Chciałabym, żeby po przeczytaniu mojej książki czytelnik
był w lepszym humorze, niż przed lekturą. Żeby miał nadzieję, że przezwycięży i
własne problemy. Może spojrzy na swoje
życie z innej perspektywy i zastanowi się nad własnym niewykorzystywanym dotąd
talentem? Mam nadzieję, że „Cudze jabłka” to taka książka, która pomaga wyruszyć
w nową drogę z nowym plecakiem, może ciut lżejszym.
Osoby, które czytały
„Jajko z niespodzianką” z pewnością ucieszy wiadomość, że w „Cudzych jabłkach”
nie zabraknie też Ady…
– Nie mogłam się od
niej uwolnić (śmiech). Po pierwszej książce wielu czytelników dzieliło się ze
mną obawami, że ten bajkowy romans Ady nie ma szansy przetrwać. A ja lubię
bajki i polubiłam też tę parę, z która spędziłam tyle dni przy komputerze.
Gdyby to był serial, musiałabym im szybko
pokomplikować życie, bo szczęście fatalnie się filmuje, ale w książce,
zwłaszcza w pobocznym wątku, mogę sobie pozwolić, by ta bajka trwała. Dalsze
losy Ady to oczywiście maleńki epizod w tej całej historii, ale pokazuje nowy
rys w jej życiu. To taki mały bonus dla tych, którzy czytali moją pierwszą
książkę. Ale nie trzeba znać bohaterki, żeby polubić i przeczytać „Cudze
jabłka”.
Bohaterowie „Cudzych
jabłek” mają też problemy natury zdrowotnej. To pokłosie serialu „Na dobre i na
złe”?
– Po blisko pięciuset
historiach medycznych, które tworzyłam lub współtworzyłam w serialu, to silniejsze ode mnie (śmiech). W książce są
dwa małe wątki medyczne. Jeden związany z główną bohaterką, drugi z jej
oponentką. Ta medycyna gdzieś tam zawsze musi chyba zaistnieć w moich książkach,
bo była dla mnie treścią życia przez naście lat! Będę się starała tego trzymać,
bo nic nie daje autorowi takiej wrednej satysfakcji, jak możliwość odwrócenia
sytuacji złej w dobrą albo odwrotnie.
Ale w „Cudzych
jabłkach” sytuacje złe obracają się w dobre i na tym koniec?
– Ja się do horroru nie nadaję. Do kryminału też nie. Za
dużo w życiu trudnych chwili, żeby nimi epatować w lekturze dla rozrywki.
Myślę, że ludzie potrzebują optymizmu w życiu, a ja bardzo chciałabym, żeby go nikomu
nie brakowało.
Czy w tej książce
pojawiają się wątki, które mogą być punktem wyjścia do kolejnej powieści?
– Nie kuś! Owszem, mam taki pomysł. Jest sytuacja, od której
chciałabym się odbić. Taki zaczep do trzeciej książki, w której – w tle
głównego wątku – zbiegłyby się losy bohaterek z poprzednich dwóch powieści. Cos
już tam sobie układam. Najpierw jednak
„Cudze jabłka” muszą spodobać się czytelnikom. Nie chcę być pisarką „na siłę”.
Jeśli nie, to będę musiała żyć z niezrealizowanymi przygodami wymyślonych
postaci we własnej głowie.
Podobno pisanie tak cię
wciągnęło, że planujesz urlop od serialu?
– Tak długo żyłam z medycyną w domu i w zagrodzie, że nie
mogę już tego ciągnąć z takim entuzjazmem,
jak dotąd. Myślę, że tak, jak u mojej bohaterki – no może uda mi się uniknąć aż
takiego krachu finansowego – przychodzi pora na zmiany. Chcę czegoś nowego. Życie
z serialem przez naście lat z taką liczbą bohaterów i wątków, takimi terminami
realizacyjnymi, bywa wyczerpujące. Chciałabym zmienić coś u siebie, przez
chwilę odsapnąć…
…i wyjechać na
przykład do Grecji?
– Tak, najlepiej, co najmniej na pół roku (śmiech). To
byłoby niezłe. Ale na razie zostanę
tutaj i zobaczymy, co czas pokaże. Myślę, że mam tutaj jeszcze parę rzeczy do
zrobienia zanim zacznę refleksyjnie patrzeć na jakieś morze i zachody słońca.
Mam już konkretny plan na urlop. Najpierw fabuła, potem nowa książka. Dżem z
moreli. Komedia. Pomysł na krótki serial.
No…, może jeszcze powidła (śmiech).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz