środa, 29 lipca 2015

237. ROSÓŁ Z KURY DOMOWEJ



WYDAWNICTWO: Pascal
DATA WYDANIA: 29 lipca 2015
LICZBA STRON: 320
ISBN: 978-83-7642-558-0
 
 
RECENZJA PREMIEROWA 
 
 
 
Powiem szczerze, że trochę się bałam książki Nataszy Sochy. Dlaczego? Czytałam „Macochę” i tak jak wszyscy byli nią zachwyceni ja czuję lekkie rozczarowanie nią. Dlatego pewnie do dziś nie ukazała się jej recenzja. Pomyślałam: trzeba spróbować jeszcze raz. „Rosół z kury domowej” to był strzał w dziesiątkę. Książka ta zachwyciła mnie jak mało która. Opowiada ona o Viktorii, która po nieudanym małżeństwie ucieka do ciotki, która mieszka na niemieckiej wsi. Tam poznaje trzy różne kobiety. Dziewczyny wymieniają się doświadczeniami, zmartwieniami, sukcesami i porażkami. Łączy je jedna albo bardzo ważna cecha: wszystkie są kurami domowymi. By trochę urozmaicić swoje nudne życie wpadają na szatański pomysł. Z początku podchodzą do niego z lekkim dystansem, jednak wkrótce okazuje się, że to nieźle kręcący się biznes.
Natasza Socha książką tą trafiła w sedno sprawy. Czytając „Rosół z kury domowej” miałam wrażenie jakbym czytała o samej sobie. Autorka niezwykle wnikliwie przedstawiła problem tak szeroko znany jednak skutecznie spychany na daleki plan. To książka o kobietach, które są poniżane, niedoceniane, lekceważone. O kobietach, które są opiekunkami, sprzątaczkami, kucharkami, praczkami, a w zamian nie otrzymują nic, ani jednego dobrego słowa nie mówiąc już o chwili tylko dla siebie. Dziewczyny czują się u siebie w domach jak w złotych klatkach, stłamszone, niemogące wyrazić własnego zdania. Ale to też książka o niesamowitej przyjaźni, która sprawia, że dziewczynom chce się góry przenosić, dodaje im energii i siły do działania. „Rosół z kury domowej” jest o przełamywaniu stereotypów, udowadnianiu, że nie wszystko musi się toczyć według utartych schematów, że nawet, a może przede wszystkim przysłowiowej „kurze domowej” należy się odrobina wytchnienia i szaleństwa.
Dla mnie to niezwykle piękna i mądra książka. Pokazuje jak dobrą pisarką jest Natasza Socha. Potrafi niebywale wnikliwie obserwować i opisywać ludzi z niezwykłą celnością. Tym razem książka ta mnie nie zawiodła, czytałam ją z największą przyjemnością odnajdując w niej kawałek siebie. To książka o sile kobiet napisana z lekkim przymrużeniem oka, z humorem, a jednak na poważny temat. Dająca nadzieję na to, że nie wszystko w życiu jest stracone tylko trzeba uwierzyć i zawalczyć o siebie i o swoją godność. Bo najłatwiej jest się poddać i nie robić nic, żeby zmienić swój los.
Książkę tę powinien przeczytać każdy: zarówno kobiety, szczególnie te, którym brakuje pewności siebie, jak i mężczyźni a może przede wszystkim Oni. Dzięki tej książce spojrzą na swoje kobiety inaczej: z miłością, oddaniem, szacunkiem. I może wreszcie coś się zmieni w naszej mentalności. Ja bym chciała, żeby mój mąż ją przeczytał, ale to pozostanie tylko w sferze moich marzeń.

Za możliwość przeczytania książki z całego serca dziękuję autorce i Wydawnictwu Pascal


 

4 komentarze:

  1. Pokochałam "Maminsynka" tej autorki, więc na pewno sięgnę i po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam Ci moją recenzję. Dość dosadnie napisałam - ale nieco inaczej niż Ty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniecznie muszę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiele o tej książce słyszałam, może kiedyś się na nią skuszę ;)
    ps. Dodaje Cię do obserwowanych, postaram się być częstym gościem ;)
    Pozdrawiam

    ksiazkomiloscimoja.blog spot.com

    OdpowiedzUsuń