WYDAWNICTWO: Pascal
DATA WYDANIA: 29 lipca 2015
LICZBA STRON: 320
ISBN: 978-83-7642-558-0
RECENZJA PREMIEROWA
Powiem szczerze, że trochę się bałam książki Nataszy Sochy. Dlaczego?
Czytałam „Macochę” i tak jak wszyscy byli nią zachwyceni ja czuję lekkie
rozczarowanie nią. Dlatego pewnie do dziś nie ukazała się jej recenzja.
Pomyślałam: trzeba spróbować jeszcze raz. „Rosół z kury domowej” to był strzał
w dziesiątkę. Książka ta zachwyciła mnie jak mało która. Opowiada ona o
Viktorii, która po nieudanym małżeństwie ucieka do ciotki, która mieszka na
niemieckiej wsi. Tam poznaje trzy różne kobiety. Dziewczyny wymieniają się
doświadczeniami, zmartwieniami, sukcesami i porażkami. Łączy je jedna albo
bardzo ważna cecha: wszystkie są kurami domowymi. By trochę urozmaicić swoje
nudne życie wpadają na szatański pomysł. Z początku podchodzą do niego z lekkim
dystansem, jednak wkrótce okazuje się, że to nieźle kręcący się biznes.
Natasza Socha książką tą trafiła w sedno sprawy. Czytając „Rosół z
kury domowej” miałam wrażenie jakbym czytała o samej sobie. Autorka niezwykle
wnikliwie przedstawiła problem tak szeroko znany jednak skutecznie spychany na
daleki plan. To książka o kobietach, które są poniżane, niedoceniane,
lekceważone. O kobietach, które są opiekunkami, sprzątaczkami, kucharkami,
praczkami, a w zamian nie otrzymują nic, ani jednego dobrego słowa nie mówiąc
już o chwili tylko dla siebie. Dziewczyny czują się u siebie w domach jak w złotych
klatkach, stłamszone, niemogące wyrazić własnego zdania. Ale to też książka o
niesamowitej przyjaźni, która sprawia, że dziewczynom chce się góry przenosić,
dodaje im energii i siły do działania. „Rosół z kury domowej” jest o
przełamywaniu stereotypów, udowadnianiu, że nie wszystko musi się toczyć według
utartych schematów, że nawet, a może przede wszystkim przysłowiowej „kurze
domowej” należy się odrobina wytchnienia i szaleństwa.
Dla mnie to niezwykle piękna i mądra książka. Pokazuje jak dobrą
pisarką jest Natasza Socha. Potrafi niebywale wnikliwie obserwować i opisywać
ludzi z niezwykłą celnością. Tym razem książka ta mnie nie zawiodła, czytałam
ją z największą przyjemnością odnajdując w niej kawałek siebie. To książka o
sile kobiet napisana z lekkim przymrużeniem oka, z humorem, a jednak na poważny
temat. Dająca nadzieję na to, że nie wszystko w życiu jest stracone tylko
trzeba uwierzyć i zawalczyć o siebie i o swoją godność. Bo najłatwiej jest się
poddać i nie robić nic, żeby zmienić swój los.
Książkę tę powinien przeczytać każdy: zarówno kobiety, szczególnie te,
którym brakuje pewności siebie, jak i mężczyźni a może przede wszystkim Oni.
Dzięki tej książce spojrzą na swoje kobiety inaczej: z miłością, oddaniem,
szacunkiem. I może wreszcie coś się zmieni w naszej mentalności. Ja bym
chciała, żeby mój mąż ją przeczytał, ale to pozostanie tylko w sferze moich
marzeń.
Za możliwość przeczytania książki z całego serca dziękuję autorce i Wydawnictwu Pascal
Pokochałam "Maminsynka" tej autorki, więc na pewno sięgnę i po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńPolecam Ci moją recenzję. Dość dosadnie napisałam - ale nieco inaczej niż Ty.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńWiele o tej książce słyszałam, może kiedyś się na nią skuszę ;)
OdpowiedzUsuńps. Dodaje Cię do obserwowanych, postaram się być częstym gościem ;)
Pozdrawiam
ksiazkomiloscimoja.blog spot.com