Marta jest sierotą. Jej ukochani rodzice zginęli w wypadku samochodowym,
gdy miała zaledwie trzy lata. Wychowywała ją babcia, mieszkały na wsi, z której
dziewczyna za wszelką cenę chciała się wyrwać. Gdy Marta ma 17 lat taka okazja
jej się trafia. Bez mrugnięcia okiem korzysta z niej nie myśląc czy to mądre
posunięcie. Myśli, że złapała Pana Boga za nogi. Wkrótce zorientuje się jak
bardzo się myliła. Spada na samo dno, już gorzej chyba być nie może. Gehenna
jednak nie trwa długo. Na horyzoncie pojawia się Piotr, który wyciąga Martę z
bagna. Od tej pory wiedzie ona spokojne, ustabilizowane życie u boku męża
doktora. Jakież to mylące. Można by pomyśleć – bajka, czego ona od tego
człowieka chce. Szczęśliwe życie Marty
to tylko pozory. W rzeczywistości jest ona całkowicie podporządkowana woli
swojego męża. Robi tylko to, co Piotr zaakceptuje i na co wyrazi zgodę. Nie
potrafi mu się przeciwstawić. Do tego
stopnia, że za jego namową Marta na wiele lat zrywa kontakty ze swoją
najbliższą i jedyną rodziną – z ukochaną babcią, która ją wychowała, a której
mąż nie znosi. Bo nie pasuje ona do środowiska Piotra, do jego wizerunku. Marta
nie ma przyjaciół, żadnych zainteresowań, żadnego hobby. Jedyne, na co mąż
dobrotliwie się zgadza to studia, jednak również tam dziewczyna nie nawiązuje
bliskich kontaktów ze studentami. Piotr przez cały czas znęca się nad Martą
psychicznie, bezustannie wpędza ją w poczucie winy, twierdzi, że ona do niczego
się nie nadaje, choć tak naprawdę jest idealną żoną i matką a nawet synową.
Nieustannie wypomina jej niechlubną przeszłość a gdy na świecie pojawia się
dziecko to ono staje się jego kartą przetargową.
Po wielu latach Marta w końcu nie wytrzymuje. Ma dość pomiatania sobą
nie tylko przez męża, ale także przez teściów. Nie może znieść zdrad Piotra,
jego kłamstw i przemocy. Postanawia zrobić pierwszy maleńki krok do nowego
życia. Czy uda jej się to co zamierza? Czy wreszcie odnajdzie spokój ducha i
będzie szczęśliwa?
Dawno nie czytałam tak pięknej, nabuzowanej emocjami książki. Autorka
ubrała w słowa bardzo ciekawą opowieść o mądrej, a jednak dającej się
zastraszyć kobiecie, która nie ma własnego zdania, a poczucie jej własnej
wartości jest bliskie zeru. Boi się wyrwać ze szponów swojego męża tyrana. On
tak ją zmanipulował, wmówił jej tak wiele kłamstw, że teraz ona nie potrafi w
siebie uwierzyć.
„Kurhanek Maryli” to wyczerpująca psychicznie, ale cudowna książka.
Mocno wstrząsa czytelnikiem. Strasznie trzyma w napięciu, złości, powoduje, że
chciałoby się krzyknąć i potrzasnąć Martą by wreszcie się opamiętała. W sposób
niesamowity gra na emocjach czytelnika, targa nim, porusza aż do głębi. Co bardziej wrażliwsi powinni się uzbroić w
solidną porcję chusteczek. Bo w książce dzieją się rzeczy, których czytelnik w
życiu by się nie spodziewał.
Ta książka powinna się znaleźć na półce każdej z nas by przypominała
nam, że nic w życiu nie jest dane raz na zawsze. I że po burzy zawsze wychodzi
słońce, trzeba tylko uwierzyć w siebie, nie poddawać się i walczyć o siebie i o
swoje szczęście.
Cudowna recenzja, która mnie zaczarowała i teraz marzę o przeczytaniu tej książki. Dokładnie wpisuje się w mój gust czytelniczy :)
OdpowiedzUsuń